Jej historia jest baaardzo długa.
Najpierw moja córeczka wyhaftowała misia z myślą o śliniaczku dla małego braciszka.
Dość szybko okazało się, że Jaś nie potrzebuje śliniaczka i ... hafcik przeleżał sporo czasu wśród rzeczy niedokończonych, czekających na pomysł i swoją kolej.
I doczekał się!!!
Dość szybko okazało się, że Jaś nie potrzebuje śliniaczka i ... hafcik przeleżał sporo czasu wśród rzeczy niedokończonych, czekających na pomysł i swoją kolej.
I doczekał się!!!
Powstała poduszeczka, pikowana po szwach (bo inaczej na razie nie potrafię) i jest tak przytulana, że nie zdążyłam jej wyprać.
Życzę miłej niedzieli i słonecznego Dnia Kobiet :)
Po przejściach, ale na szczęście historia dobrze się skończyła i jaki cudowny efekt!!! Szkoda, że tak niewiele osób podróżuje po blogach innych w odległe zapisy i skupia się tylko na aktualnych. A przecież w tych starszych postach można odnaleźć takie oto cudowne perełeczki :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAguś, dziękuję serdecznie!
UsuńPowiem szczerze, że często przeglądam starsze wpisy, jednak komentuję raczej bieżące.
Trzeba to zmienić...
prawdziwy Jasiek dla Jasia:)
OdpowiedzUsuń