Od dłuższego czasu podglądam blogi patchworkowe i jestem pełna podziwu.
Zachwycają mnie tkaniny i to, co można z nich wyczarować.
Szczególnie spodobała mi się technika EPP i po małych wprawkach
podjęłam wyzwanie - heksagonowa narzuta dla mojej najstarszej córki.
Szyję ręcznie, bo po wielu wydzierganych krzyżykach z igłą w ręce czuję się bezpiecznie.
Z maszyną nie jestem jeszcze tak zaprzyjaźniona.
To, co powstało, dalekie jest jeszcze od narzuty.
Na razie mam ponad 700 heksiów (są małe, o boku 2,5 cm) i około 50 zszytych w kwiatki.
"Posadziłam" je na mojej przesuszonej upałami trawce i od razu wygląda lepiej:
Córka lubi kolor czerwony, stąd mix wzorów i odcieni czerwieni.
Jeszcze nie zdecydowałam, jak to wszystko połączyć,
ale do końca jeszcze ... trochę czasu.
Aby tylko starczyło mi zapału :)
Pozdrawiam heksagonowo :)
Jestem pod wrażeniem:) Sporo pracy:)
OdpowiedzUsuńNo ślepa jestem i niezauważyłam wcześniej tego posta... Jak już pisałam.... 700?!? Na razie? To nawet nie pytam ile ich potrzebujesz... Trzymam kciuki i czekam na efekt, bo zapowiada się powalający :-)
OdpowiedzUsuńLepiej Basiu nie pytaj, bo ze wstępnych obliczeń wyszło jakieś 2.000, a potem trzeba to jeszcze zszyć :(
UsuńChyba muszę opracować strategię, ale teraz już się nie dziwię, gdy inne dziewczyny pisały o heksagonach "plan trzy- lub pięcioletni" :)